Zgodnie z obowiązującym w Polsce prawem prasowym (ustawa z dnia 26 stycznia 1984 r., Dz.U. 1984 nr 5 poz. 24 ze zm.) dziennikarz nie może odomówić osobie udzielającej informacji autoryzacji dosłownie cytowanej wypowiedzi, o ile nie była poprzednio publikowana. (art. 14 ust. 2)
Osoba naruszająca powyższy przepis podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności. (art. 49)
W takim stanie prawnym Trybunał Konstytucyjny wydał wyrok, w którym uznał w/w przepisy za zgodne z Konstytucją (wyrok z dnia 29 września 2008 r.,sygn. akt SK 52/05). Zdaniem TK prawo do autoryzacji odnoszące się wyłącznie do wypowiedzi dosłownie cytowanych nie ogranicza prawa dziennikarza do opisowej prezentacji myśli zawartych w przytaczanej wypowiedzi, a tym samym – prawa do informowania opinii publicznej o treści tej wypowiedzi.
Z pogladem takim niezgodził się sędzia Andrzej Rzepliński, który zgłosił zdanie odrębne. W jego ocenie "opinia publiczna ma prawo do poznania dosłownej wypowiedzi interlokutora zawsze, gdy dziennikarz uzna, że jest to niezbędne dla przekazu informacji o sprawie interesującej jego czytelników. (...) zabieg z omawianiem treści wypowiedzi ma charakter manipulacyjny i zwalnia obie strony, dziennikarza oraz jego interlokutora, z poczucia odpowiedzialności za słowo." (zdanie odrębne w całości umieszczone jest pod treścią uzasadnienia wyroku TK)
Ostatnio wypowiedział się w tej kwestii Europejski Trybunał Praw Człowieka (Wizerkaniuk przeciwko Polsce, skarga nr 18990/05) uznając jednogłośnie, że obwarowany sankcją karną obowiązek uzyskania przez dziennikarza autoryzacji stanowi narusze wolności słowa w rozumieniu art. 10 Konwencji.
Osobiście podzielam pogląd wyrażony przez sędziego Rzeplińskiego. W mojej ocenie problemem jest manipulowanie wypowiedzią podczas jej przytaczania, a nie cytowanie.
Należy spodziewać się kolejnych skarg do Strasburga skierowanych przeciwko Polsce w podobnych sprawach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz